poniedziałek, 19 września 2016

Winny market i naga kobieta w Poysdorfie

Przez Poysdorf przejeżdżamy za każdym razem, kiedy jedziemy do Chorwacji. Jest to drugie miasteczko na trasie w kierunku Wiednia, tuż po przekroczeniu granicy austriackiej. Jak do tej pory zatrzymaliśmy się w Poysdorfie dwukrotnie, spędzając nie więcej niż 30 minut. Gdzie? Oczywiście, że w winotece. Za każdym razem wyjeżdżamy z miasta bogatsi o kilka butelek austriackiego wina i to w całkiem przyzwoitej cenie. I za każdym razem obiecujemy sobie znaleźć w końcu czas na zwiedzenie tego cudnego miasteczka. 
Lampka czerwonego wina to przecież samo zdrowie :) a, że wino to popularny trunek, to pewnie dlatego mieszkańcy Poysdorfu zdecydowali, że ich miasteczko będzie rozwijać się właśnie wokół wina. W końcu zapiski historyczne mówią, że właśnie tu mieściła się najstarsza w Austrii winnica. W mieście znajdziecie wiele winnych skojarzeń, w centralnej jego części stoi pomnik przedstawiający ludzi niosących winogrona, jest też mnóstwo winiarni i... muzeum wina, a jakże! Na ścianach budynków zawieszone są tabliczki z tekstami z Biblii dotyczącymi wina, są też winne płaskorzeźby zdobiące niską, cudowną zabudowę miasteczka. 








Tuż przy głównej trasie znajdziecie Vinotekę, a obok park rzeźb stworzony przez Martina Messingera. Uwagę na pewno zwróci stojąca przy drodze, oparta o murek parku naga kobieta, a także znana chyba wszystkim Conchita Wurst używająca/y butelki wina jako mikrofonu. Mnie bardzo spodobał się telefonujący do kogoś nagi mężczyzna z kilkoma fałdkami ciałka za dużo. 



 

Ponieważ przejeżdżaliśmy przez Poysdorf tuż przed Euro, więc do towarzystwa nagiej kobiety i Conchity dołączył piłkarz, który otrzymał za faul czerwoną kartkę od sędziego. 

 

Tuż poniżej tych rzeźb czeka na Was ogród,w którym umieszczono 12 popiersi znanych postaci. Zdecydowanie warto poświęcić choć parę chwil temu miastu, nie tylko aby zakupić wino, ale przede wszystkim aby zwiedzić i zachwycić się  wąskimi uliczkami i malutkimi domkami porośniętymi bluszczem, ogródkami pełnymi kwiatów i postaci związanych z winem, a także wieloma zabytkami, jakie czekają na was w Poysdorfie.

 





Pamiętajcie też, że życie jest za krótkie, by pić kiepskie wino...

 



















 
– Polacy są dobrymi klientami, hm… właściwie najlepszymi – śmieje się właściciel winiarni Taubenschuss (czyli… „Ustrzelić gołębia”) w niemal granicznym Poysdorfie. – Do tego stopnia, że winiarnie i hotelarze muszą bardzo uważać np. na daty waszych świąt i długich weekendów oraz sprawdzać prognozy pogody. Siedzimy przed komputerami i obserwujemy te dane. W takich okresach często brakuje miejsca w okolicznych hotelikach, a sklepy muszą dostać więcej wina – konkluduje.

Ziemia Obiecana
Fot. Anna MiodońskaA Poysdorf i sąsiednie miasteczka nie należą do najbogatszych gmin w okręgu Weinviertel, więc wypatrują one naszych rodaków jak Mojżesz Ziemi Obiecanej ze szczytu góry Nebo. Tyle że prorok do Ziemi Świętej nie wszedł, musiał pozostać na zawsze w dzisiejszej Jordanii, a Polacy ciągną do Weinviertel masowo. W okolicznych miasteczkach i winiarniach większość pracowników to Czesi, ich język słychać wszędzie – jesteśmy przecież tuż przy czeskiej granicy. Ale dla nich to żadna atrakcja turystyczna.
Gnając przez Wiedeń do Włoch, pierwszym miasteczkiem, które mijamy, jest właśnie Poysdorf. Tu i wszędzie Czechów jest bardzo wielu i dziś już nie tylko sezonowo. Pracują, prowadzą własne interesy, knajpy hotele, sklepy. Winnice obu krajów się łączą i Austriacy od lat namawiają Czechów do stworzenia wspólnej Weinstraße/Vinařskej stezki, ale prośby trafiają na pocztę w Berdyczowie. Powód jest prosty – choć granicy tu nie ma, to wina obu krajów różnią się tak, jak czterej pancerni z psem od Czterech pór roku Vivaldiego. Z tym że ci pierwsi są nieporównanie popularniejsi nad Wisłą w przeciwieństwie do twórczości włoskiego księdza oraz win austriackich.
Dla nas to przystanek na długiej trasie nad Morze Śródziemne i możliwość kupna świetnych win po austriackich cenach. Wspomniana winiarnia Taubenschuss pomimo wysokiej jakości win i całkiem sporej produkcji w ogóle nie ma działu zbytu, a tym bardziej marketingu. Nie interesuje ich eksport, chyba że na zasadzie peweksowskiej, czyli „wewnętrzny”. Stoliki przed salką degustacyjną są pełne klientów (także naszych), w tle wózkarz co chwila układa kolejne kartony sprzedanych win. Bezpośrednio można zamówić też wino przez telefon, także z Niemiec.
- See more at: http://czaswina.pl/artykul/poza-zasiegiem-poza-horyzontem#sthash.tOIvtToe.dpuf

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz